środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 4

    Miłość jest potęgą, która niszczy i nadaje prawa.
Giovanni Boccaccio
♦◊●◊♦
   Obudziła się czując silny ból w potylicy... Gdyby tylko wiedziała gdzie jest. Przez jedną straszną sekundę nawet zapomniała jak się nazywa, ale już było dobrze... Nie dawało jej jednak spokoju to, że nie wiedziała gdzie się dokładnie znajduje. Jedyne co jej pozostało z poprzedniej nocy to mgliste wspomnienie męskiej sylwetki. Nawet nie wiedziała do kogo ona należała.
   Delikatnie uniosła powieki, jak gdyby w obawie przed tym co się za nimi znajduje. Rzeczywistość uderzyła w nią bardzo szybko i poczuła jakby coś przewróciło jej się w żołądku.
  Leżała po środku obszernego loftu, na małej kanapie. Jej głowa została oparta o poduszkę, swoją drogą wyjątkowo miękką. Dzięki temu mogła w miarę wygodnej pozycji poddać się rozmyślaniu. To wszystko nie było by takie złe gdyby nie to, że na pewno znajdowała się poza zamkiem. W ogóle poza błoniami. Gdyby tylko mogła wstać... Do pokoju wpadało mnóstwo naturalnego światła, co oznaczało że wszędzie powinny  być okna. Niestety ona ze swojego punktu widenia żadnego nie widziała. Z pewnością dla tego że nie mogła ruszyć głową, a ilekroć próbowała za każdym razem bolało jeszcze bardziej...
   Usłyszała kroki i stwierdziła, że samotność wcale nie była taka zła. Teraz jakoś nie sądziła by zbliżał się do niej wybawca. Och... wręcz przeciwnie, to z pewnościąbył jej kat. Jej albo jej dawnego życia bo jakoś nie sądziła by było już takie same. 
Chłopak, nie, mężczyzna sprawiał wrażenie sympatycznego, czy przynajmniej o dobrych obyczajach. Nie potrafiła jednak określić jego zamiarów.
   Staksowała go krótko wzrokiem i spostrzegła, że niesie w ręku jakiś wywar. Jeżeli będzie chciał go jej podać to chyba się załamie. Owszem była spanikowana, i to jak! Ale, mimo to starała się zachować twarz w każdej sytuacji  i nie do końca wiedziała czy jej to wychodzi, Jednak jeżeli będzie chciał jej dać to, co trzyma w dłoniach maska spadnie, a on stanie twarzą w twarz z jej przerażonym obliczem.
   Zadziwiające było to, że nie poświęciła ani chwili by zastanowić się nad powodem takiego biegu wydarzeń. Owszem była zgrabna i... ładna, ale niczym szczególnym nie wyróżniała się na tle innych uczennic Hogwart'u, chyba że wiedzą, a szczerze wątpiła by było to w jakiś sposób atrakcyjne. Jedyne na co mogła mu się przydać to, jako źródło informacji.
   Na pewno jednak nie spodziewała się, że on chce jej pomóc. Ona nawet nie wiedziała że potrzebuje pomocy, niestety on tak. Dawniej znał starego Dumbledore'a. Nie żeby coś do niego miał ale po tym jak potraktował tą dziewczynę w ogóle nie chciał mieć z nim do czynienia. 
  Kiedyś ciekawiło go jak ktoś o takiej sposobności jak Albus może mieć tak dobrą opinię wśród czarodziejów. To było niepojęte. Bawił się ludźmi jak marionetkami i posyłał ich na pewną śmierć... A oni go za to wielbili. Owszem niektórzy choć z pewnością nie znali całej prawdy, podważali słuszność jego decyzji, jednak on znał i wiedział, że mieli całkowitą rację. 
   Powszechnie było wiadomo, że Dumbledore uratował setki istnień czarodziejów. Szkoda tylko że nikt nie wspominał, że drugą połowę posłał do grobu nie zawsze w służbie większemu dobru, czasami po prostu dla rozrywki. Niestety wszyscy magicznym sposobem o tym zapomnieli i pozostała niewielka ich garstka. Tych którzy wiedzieli jak okrótnym czarodziejem był obecny dyrektor Hogwartu.
   Niektórych na prawdę dużo kosztowało zachowanie pamięci i z pewnością wiele by jeszcze dali by jej nie stracić, ale mimo wszystko nie chcą ryzykować przeciwstawienia się Albusowi.
   Jednak jemu pozostało jeszcze trochę odwagi. Pogrzebał tu i ówdzie i natrafił na naprawdę interesującą historię w której rolę główną grała pewna urocza Gryfonka, która siedziała właśnie przed nim.
   Jedynie ona mogła przywrócić prawidłową kolej rzeczy. Co ciekawe jeżeli jej się uda,  pokona starego Dropsa jego własną bronią. 
   Ponoć jej zdolności były nie pojęte, choć teraz tliły się dopiero w zarodku. Był tak ich ciekaw, że aż skręcał się z zazdrości choć nie dawał tego po sobie poznać.
   Tymczasem niósł eliksir pieprzowy miał choć o drobinę przychylić jej Hogwartu i dawnego samopoczucia które niestety udało jej się stracić - przez niego. Czół potworne poczucie winy, że jej o tym wszystkim wcześniej nie powiadomił, ale intuicja podpowiadała mu że nie chciała by słuchać. 
   I to właśnie dla tego użył na niej uroku. On na prawdę nie miał innego wyjścia, a przynajmniej nie znał. Lecz, teraz jest teraz i przeszłości nie zmieni choćby nie wiadomo jak tego pragną. 
   Przyjrzał jej się swymi obsydianowymi oczami i ujrzał jak bardzo musiał ją przerazić, choć widać było że próbowała to maskować.
   Teraz pozostało ją już tylko wtajemniczyć, a potem zobaczy się jak potoczy się ich los.

♦◊●◊♦

   Z początku nie chciała mu wierzyć. Opowiedział jej, jej własną historię która miała miejsce jeszcze przed poczęciem. Nie był pewien jak ona to wszystko przyjmie, ale na razie szło jej całkiem nieźle. Wracając... Na początku chciała wyrzucić mu, że kłamie i jakim on to jest idiotą jednak z każdym słowem coraz bardziej dawała się przekonać. 
   Wcześniej nie chciało jej się wierzyć, że te wypadki jakie jej się przydarzały są rzeczą normalną wśród czarodziejów. Jeśli jednak wzięła pod uwagę opowieści przyjaciół w końcu odpuściła. Choć nadal gdzieś tam podświadomie ją to dręczyło.
   Niestety czarodziej który przedstawił jej się po prostu jako Lethae, poruszył drażliwy temat nie bardzo wiedząc po jak cienkim stąpa lodzie. 
   Nienawidziła gdy mówiono, że jest wyjątkowa. Chciała być zwyczajna. Znaczy się na tyle zwyczajna na ile pozwala jestestwo czarodzieja. Niestety gdy ktoś zaczyna jej tłumaczyć jaka jest niezwykła jak się wyróżnia i ,że jest jedyna w swoim rodzaju, w dodatku potężniejsza od niektórych nauczycieli robiło jej się słabo. To na prawdę nie było zabawnę. Ona mimo krążących plotek o tym jak to starała zwrócić na siebie uwagę swoją wszechwiedzą, wcale tego nie pragnęła. To co chciała osiągnąć było czymś zupełnie innym, ona starała się dopasować i to jak dotychczas myślała nie z powodu swojego szlamowatego pochodzenia. Lubiła nazywać rzeczy po imieniu. 
   Lethae wybrną jakoś z tego tematu i już dalej prowadzili konwersację na neutralnym gruncie, do półki nie dobrnęli do tematu sprawcy całego Zamieszania. Gdy tylko streścił jej to co musiała wiedzieć poczuła jak gdyby ktoś dał jej mocnego kopa w brzuch. Naprawdę nie podejrzewała by Dumbledore'a o coś takiego, a jednak... To ją nauczyło spodziewać się nie spodziewanego choćby podświadomie.
Po skończonych wyjaśnieniach Zamieszania, Lethae udał się do kuchni by dać jej chwilę na poskładanie myśli. 
Podejrzewał że zrobił jej z mózgu gąbkę którą teraz doszczętnie wyżął i to by się nawet zgadzało bo miała ogromny mętlik w głowie.

♦◊●◊♦

Mam nadzieję że ujdzie. Sama nie wiem czy wyszło to tak jak chciałam, ale mimo wszystko proszę o szczere komentarze. Krytyka jest również mile widziana... ^^ Ja dopiero uczę się pisać więc proszę... bierzcie to też pod uwagę...
                                                                                                                Alex Avery

1 komentarz:

  1. Zaczynam się wciągać. Pamiętaj - autor nigdy nie jest zadowolony ze swoich notek. Nigdy xD Wiem to na swoim przykładzie. Nawet jak mówi, że jest, to zaraz zmieni zdanie. Idę dalej!

    OdpowiedzUsuń