niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 7

Na wpól przyszła, na wpół przyczołgała sie do Pokoju Wspólnego Prefektów. Rozsiadła się na sofie na tyle wygodnie na ile pozwalały jej obolałe mięśnie całego ciała. Potrzebowała gorąceco prysznica.. i ciepłego łóżka. Ale to musiało zaczekać. Musiała odpocząć zamim wejdzie znów do swego pokoju.. Te 2 metry to było przecież tak daleko... Pomieszczenie wypełniło jej przeciągłe westchnienie. Pewnie większość już spała. Nawet jeżeli któryś z prefektów jeszcze nie opadła w ramiona Morfeusz, i tak by jej nie usłyszał przez zaklęcie wyciszające... Zamknęła oczy i przez dłuższcy czas nie zmianiała pozycji, starając się zrelaksować. gdy stwierdziła że da radę , podniosła się z kanapy i weszła do pokoju zamykając sięzaklęciem. Rozebrała sie i wesza do łazienki odkręcając wodę. Z ulgą przyjęła spływającą łagobnie ciecz po jej nagim ciele. Namydliła się, poświęciła tej czynności trochę więcej czasu niż to było konieczne. Potem spłukała płyn uśmichając się mimowolnie. Och.. co za ulga.

   Owinęła się ręcznikiem i przywołała zaklęciem piżamę z pod poduszki. Nałożyła ją na siebie jednocześnie przeszukując umysł w poszukiwaniu wspomnienia związanego z eliksirem szybkiego snu. Można było używać go tylko w ekstremalnych przypadkach i niezwykle rzadko. Teraz jednak był jej potrzebny. Po jego zarzyciu mogła by pojść spać bez obaw że zaśpi na lekcje. Sen zmoży ją na 3, 4 godziny i będzie jak nowo narodzona. Oczywiście mogła pójść spać , bez niego, spóźnić si na lekcje i udawać że nic si eniestało. Jednak gdyby tak postąpiła, cała szkoła huczałaby od plotek co takiego Panna-Wiem-To-Wszystko porabiała po tajemniczym i niezbyt zgrabnym opuszczeniu Wielkiej Sali by zaspać? Co było tak ważne by mol zaniedbał naukę? No.. i pewnie napotkała by pełne wyrzutu spojżenia przyjaciół. A do tego nie chciała dopuścić.

   Te przemyślenia zafundowały jej sen pełen, wyrzutów, złości i nienawiści ku niej. Tej nocy nie spało jej się dobrze.



   Och... jak on się cieszył.. W te lato zostanie jednym z nich. Najpotężniejszych, sięjących strach i zniszczenie gdziekolwiek by się nie pojawili. Będzie tortutował, będzie zabijał. Spełni swoje powołanie i to już w krótce. Zadna myśl, ani żadna wiedomść nie mogła go bardziej uszczęśliwić. Zostanie Śmierciorzercą i będzie wiernie niczym pies służył ich panu. Poświęci dla niego wszystko. Zaryzykuje życie. I zabije każdego kto będzie chciał mu w tym przeszkodzić bez mrugnięcia okiem. Draco Malfoy uśmięchną się lubo. Niedługo stanie przed obliczem samego Czarnego Pana i odda mu stosowną cześć.



   Było już południe; śniadanie i pierwszą serię lekcji miała już za sobą. Zbliżał się obiad ,a zaraz po nim dalej nauka tym razem ze ślizgonami. Dwie sesje eliksirów w lochach.. Zapowiadał się ciekawie.



    Wszedł do klasy i usiadł w pierwszym rzędzie, razem z Blaisem. Chwilę potem Severus otworzył drzwi do sali powiewając mrocznie swymi obszernymi szatami. Mistrz Eliksirów zerknął na niego i wymienili jedno zagadkowe spojrzenie. Potem jednak odwrócił się przodem do klasy i zaczał wykłąd o podstawowych składnikach eliksirów z wyjątkowo irytującym uśmieszkiem na twarzy, niestety ktrego ślizgon nie potrafił zinterpretować. Jedyna osoba w klasie, która znała odpowiedzi na pytania śmierciożercy była tą szlamowatą przyjaciółką Pottera, Granger. Boże... jak bardzo go brzydziła. Omiatając wzrokiem całą klase musiała zauważyć wstręt malujący się na jego twarzy bo szybko odwróciła głowę. Przynajmiej sądził że to wąłśnie było powodem jej nagłego zachowania. Swierdził więc że nie jej warta jego uwagi i odwrocił sie w strone tablicy udając że jest bardzo zaineresowany lekcją.



    Poraz kolejny niepytana odpowiedziała na pytanie Snape'a. Ten ponownie słysząc jej głos przewrócił oczami bezgłośnie mówiąc jakim ona jest utrapieniem ich domu i dojął 5 punktów. Zawstydzona omiotła wzrokiem klasę spogldając na zrezygnowane twarze przyjaciół. Gdy jednak patrzyła na ślizgonów, zauważyła coś czego spostrzec nie powinna. Cień. Tylko... ten nie pochodził od żadnego ucznia czy  nawet Snape'a. Nie.. ten cień był inny od pozostałych. Wyraźnie ciemniejszy. Lekko wzdrygając się ,szybko odwróciła głowę. To nic... to tylko przewidzenie. Zdarza się każdemu. 

   Jednak była boleśnie świadoma że jej jeszcze chyba nigdy.


   
   Lethae chciał się spotkać. Chciała by znać powody tego niespodziewanego obrotu spraw. Zakładała że miał dla niej jakąś ważną wiadomośc z którą nie mógł zaczekać.. Czekała na niego u granicy błoni której nie mogła przekroczyć nie urachamiając wcześniej 'alarmu' jak nazywał to Albus informując ją o tym.. ciche pyknięcie przerwało dotąd niezmąconą ciszę nocy.

   - Hermiona? - Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, jednak gdy chciał ją objąć narysowała butem granice i zaczęła tłumaczyć...
   - Dumbledore coś podejrzewa - przeczesała palcami włosy w nerwowym geście - Niby wie, czy też raczej sądzi że wie co robiłam gdy mnie nie było jednak nie sądze by myślał by była to jednorazowa akcja. I teraz po prostu mnie uziemił. Nawet nie mogę skoczyć do Hogsmede. Raz nawet próbowałam, i nie wiem nawet skąd pojawił się ten oślizgły nietoperz i zafundował mi cało dobowy szlaban u Ficha! No, i zapomniała bym dodać że w nagrodę za pierszy wybryk dyrektor mianowała mnie Prefekt Naczelną.. Niesłychane, doprawdy. - Zdenerwowana kopnęła najbliższy kamień, jednak to tylko jeszcze bardziej ją rozwścieczyło gdy poczuła skutki tego ruchu stopą. Świetnie! I jeszcze to!


    Tym czasem Lethae w milczeniu jej się przyglądał i prychną w reakcji na wyraz furii malującej się na jej twarzy. Czasami była naprawdę zabawna. Niestety widząc jego rozbawienie na powrót stała się poważna.

   - Czy coś się stało? - Wiedział że była głupio świadoma jak naiwnie to zabrzmiało, jeżeli wziąć pod uwagę to że wezwał ją w środku nocy.
   - Właściwie.. to tak. - Ponagliłla go ruchem głowy. Było już dobrze po ciszy nocej i pozwolili jej opóścić zamek tylko dlatego że pokazała odznakę prefekta naczelnego. Zapewne myśleli że ma patrol czy coś w tym rodzaju. Jednak żaden patrol nie trwał wiecznie więc miała stosunkowo mało czasu. - Chciałem Cię poinformować że w każdy dzień tygodnia końcący się na literę "k" będzie odbywał się gróntowny trening..
   - I To nie mogło zaczekać? Czy... to wszystko? - Próbowała spojrzeć mu w oczy ale unikał jej wzroku. - Lethae? Powiedziałam coś nie tak? - Pokręcil przecząco głową - Och.. no to gadaj..nie chce by jeszcze ktoś zaczą szeptać po kątach na mój temat!
   - Twoi rodzice.. - sojżała na niego ze strachem i jednocześnie z tak wielką ufnością że aż ścisnęło go za serce..
   - Co znimi?!
   - Oni.. - Nadal nie potrafił wykrzsztusić ani słowa. Nie chciał by poznała prawdę. Nie zasługiwała na to by cirpieć...
   - Zniosę wszysto, śmiało! - mimo jej słów, podejżewał że była bliska załamania.
   - Zniknęli. Zgodnie z naszą umową miałem ich odwiedzać co dwa dni... no i tego się trzymałem... Och, Hermiono, tak mi przykro - przerwał nie będąc pewnym swojego głosu - Dziś wieczorem wypadała pora mych odwiedzin. Poszedłem tam Hermiono! Widziałem to.. Gdy tylko się Aportowałem na pierwy rzut oka było coś nie tak.. Drzi wyrwane z zawiasów i szko.. mnóstwo szkła.. Lecz dopiera jak przeszedłem przez próg zrozumiałem co się stało.. Walczyli jestem tego pewny.. Merlinie!!! Widać było ślady ich oporu, cała podłoga usłana krwią.. - sam nie bardzo wiedział dlaczego tak to przeżywał. Należał do NIch a Oni spotykali się z takim czyś na codzień. Jednak czy to dlatego że to była rodzina Hermiony czy dlatego ż bardzo polubił jej rodziców, czuł się okropnie. Jak gdyby to była jego wina.. - Bogowie tak mi przykro Hermiono! - sam nie wiedzia równiez czemu ją pocieszał w ten sposób. Ostatnio kiedy tego spróbował milczała dwa dni. Jeego też to denerwowało ale poprostu iewiedział co powiedzieć.. Sam życie, okrótne i często bez sensu - Ja..
   -Nie. Nic nie mów. - Dotychczas, milcząca Hermiona odezwałą się głosem który go przeraził. Nie był to ten wesoły ton którego używała zazwyczaj. Nie, tn był wyrzuty ze wszelkich emocji. 
   
   Może, nie była ich córką choć oni sami o tym nie wiedizeli. Może.. Al to oni ją w końcu wychowali i zanic nie przestanie ich kochać. 
   A teraz zniknęli. 

Cierpienie.

Ból.

Strach.

Agonia.

Cisza.....

 ...Coś w niej pękło. 

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 6

   Nadszedł przeddzień jej powrotu. Wcześniej z całych sił próbowała oszukać rzeczywistość i nie myśleć o tym co będzie, gdy przekroczy próg zamku.
Zgodnie z planem miała od razu udać się do Wielkiej Sali i wmieszać w tłum uczniów, co raczej nie będzie łatwe. Zwłaszcza w porze kolacji, gdy wszyscy po trudach całego dnia udają się na posiłek - zwykle, mało kto na niego nie przychodzi.

   Jakoś nie wyobrażała sobie by niezauważonym w paradować do zamku po niecałych trzech tygodniach nieobecności i jak gdyby nigdy nic zasiąść z przyjaciółmi do stołu. Niebyło nawet o tym mowy... A nawet jeżeli nikt jej nie spostrzeże, a przyjaciele postanowią nie wydać jej w łapy któregoś z nauczycieli, ona sama się tam już nie odnajdzie. Zanadto przyzwyczaiła się do częstych posiłków obfitych w błonnik i suchych wymian zdań z Lethae. Będzie tęskiniła nawet za wczesnymi godzinami pobudki które okazały się wcześniejsze niż te do których była przyzwyczajona a sądziła że to nie możliwe, za treningami, a nawet za sutą ilością docinek którą napotykała na każdym kroku - Innymi słowy za wszystkim.
Jutro z samego rana teleportuje sie u granic błoni i w cieli Plan w życie. Teraz nie było już odwrotu. I nie było nawet mowy by coś poszło nie tak.

Teraz wszystko zależało od niej...

   Usłyszała ciche skrzypnięcie od strony drzwi. Chłodne powietrze wdarło się do jej pokoju i omiotło jej niemal że nagie ciało. Lekko uchyliła powieki i zaraz tego pożałowała bo zasłony były rozsłonięte. zwykle jej to nie przeszkadzało,bo wstawała jeszcze przed świtem gdy było ciemno. Niestety trener dziś kazał jej się wyspać - co było równoznaczne ze wstaniem o wschodzie słońca które teraz, tak bezczelnie podrażniło jej oczy. U jej stóp łóżko ugięło się pod ciężarem ciała mężczyzny. Spróbowała jeszcze raz uchylić świata swym ślepiom. Nic jej tym razem nie przeszkodziło, bo światło dzienne teraz już szczelnie zakrywał fioletowy materiał. Obdarzyła swego gościa promiennym uśmiechem, który z przyjemnością go odwzajemnił. Wymienili uprzejmości w których padło ponaglenie na świeżo co zrobione śniadanie, które czekało na wyspie, w kuchni. Skinęła głową na znak że rozumie i wywaliła Lethae za drzwi by móc w spokoju się ubrać i wykonać potrzebną jej toaletkę.

   Włożyła wcześniej przygotowane ubrania i skierowała się do łazienki. Stanęła przed lustrem, opłukała twarz, umyła zęby, uczesała się, teraz pozostało już tylko jedno. Makijaż. A właściwie zklęcie makijażowe. Jedno, drugie, trzecie, no... teraz mogła już spokojnie uchodzić za starą Hermionę Granger... Zniknęły sice pod oczami, spowodowane niedoborem snu choć dzisiaj go nie brakło. Nie wiadomo gdzie się podziała jej wyrobiona żmudnie sylwetka - teraz jej ciało okrywały lekkie krągłości i gdyby nie to że miała pewności, że to tylko magia znów nabrałaby tego jednego jedynego kompleksu. Jednak największa zmiana zaszła gdzie indziej, w jej oczach. Starannie zadbała o to by ukryć ich dojrzałość którą nabyła gdy po raz pierwszy usłyszała przytłaczającą prawdę. Zastąpiły ją niesłychane pokłady fantazji i tego niezwykłego blasku, który miał już nigdy nie zagościć w prawdziwym odbiciu jej oczu. Blasku miłości.

   Wyszła z pokoju podążając za intensywnym zapachem tostów, które jak się okazało były wyśmienite. Tym razem jak widać trochę zeszła z błonnikowej diety, ale to tylko dla tego że dzisiejszy dzień miał być wyjątkowo wyczerpujący. Nie tylko fizycznie, ale i, a może przede wszystkim, pod względem psychicznym.
Gdy skończyła poszła po swoje już wcześniej spakowane rzeczy po drodze zgarniając piżamę i szczotki. Zaklęcia jakie udało im się rzucić działały tylko na minimalne stężenie czarów, a oni postanowili nie przekraczać granicy tego "minimalnie" by nikt ich nie namierzył. I tu wcale nie chodziło o prawdo podobną akcję poszukiwawczą Hermiony. Nie, tu chodziło o Innych.

   Opuściła Loft zastanawiając się czy kiedykolwiek tu wroci... będzie tęsknić, ale za miejscem bo Lethae spotka jeszcze nie raz.

   Wyszła na ruchliwą ulicę i natychmiast skierowała się ku najbliższemu zaułkowi, gdzie będzie mogła się spokojnie teleportować. Gdy doszła w zamierzone przez siebie miejsce poczuła dziwne sensacie w okolicy pępka i już po chwili leżała na wilgotnej trawie tuż przed Hogwart'dzkimi błoniami.

   Po paru głębszych oddechach przekroczyła granicę, tym samym zaczynając wcielać Plan w życie.


   Cichy szelest starych jesiennych liści rozbrzmiewał tuż pod wielkim starym dębem.. Usiadła wyczerpana ,starając się nie narobić zbędnego hałasu. Strach przed wejściem do jej własnej szkoły, chyba zbytnio ją przytłoczył...  Mogła się założyć, że przyjęcie do wiadomości tego, że zaginęła - gdyż tylko tyle przecież wiedzieli - nie wpłynęło najlepiej na jej przyjaciół. Bała się zatem myśleć jak odbiorą jej wyjaśnienia, całego tego zamieszania wokół jej osoby. W dodatku czekała ją jeszcze zapewne, poważna rozmowa z Dumbledore'm... A po tym o czym się o nim dowiedziała, wolała już nigdy nie przebywać w samym jego towarzystwie, a co dopiero znosić to przenikliwe spojrzenie, które błagało by wyjawiła swe najgłębiej skrywane tajemnice. Oczywiście prawie zawsze próbowała się oprzeć temu odczuciu, jednak dotychczas z miernym skutkiem... Niestety życie, nigdy nie traktowało jej ze zbytnim pobłażaniem. Musiała się zmierzyć z tym co jej pisał los, bo inaczej źle się to wszystko skończy - i dla niej i dla wszystkich wokół.

   Uchyliła drzwi wejściowe Hogwart'u, jednocześnie pilnując  by nie wydać żadnego nieproszonego dźwięku. Odgłosy towarzyszące jedzeniu piciu i rozmowom dotyczących codziennych zmagań, wyraźnie słyszała nawet tu a im bardziej się zbliżała do wielkiej sali tym bardziej gwar się nasilał... Spokojnie, tylko spokojnie. Co takiego może się stać? Harry i Ron nie raz się spóźniali na posiłki  i nikt nawet nie zwracał na nich uwagi. No tak, pomyślała, oczywiście że nie.. oni nie zniknęli na 3 tygodnie z powierzchni ziemi!

   Jej uwagę przykuła grupka uczniów śpieszących się na kolacje.. Wyszła zza kolumny i wmieszała się w ten mały tłumek starając się nie wyróżniać. Osoba na przodzie, uchyliła lekko wielkie drzwi sali i grupa skierowała się ku stołowi Ravenclaw'u który na szczęście sąsiadował z tym Gryffindor'u. Tuż obok jej stałego/ dawnego miejsca odłączyła od reszty i spokojnie usiadła w gronie przyjaciół. Tak jak się spodziewała zaraz rozległy się okrzyki zdziwienia, a nawet czasami i przerażenia jej nagłym przybyciem. Nauczyciele byli oburzeni a reszta... cóż można ująć to tak, że jedyne przyjazne spojrzenie padało od Harry'ego choć i ono nie do końca było takie jakby chciała. Ale chyba nie powinna więcj wymagać.



   W gabinecie dyrektora znajdowała się tylko ona i on sam. Uśmiech już nie gościł na jego twarz. Jedyną oznaką stresu, być może gniewu, jaką u niego zauważyła było to że kończył właśnie drugą paczuszkę miętowych tym razem, dropsów. Oczywiście nie był by sobą, gdyby jej nimi nie poczęstował, ale ona niestety mu odmówiła. Zaraz potem opowiedziała mu wersję wydarzeń ustaloną wcześniej z Lethae, jednak o tym nie mógł widzieć. To co mu wyjawiła w streszczeniu wyglądało mniej więcej tak; Wyszła na błonia, opuściła tren szkoły i udałą się ukryć swych rodziców, gdzieś w bezpieczne miejsce, nie informując wcześniej nikogo w obawie, że jej tego zabronią. W rzeczywistości ukrył ich jej mentor podczas gdy ona trenowała w jego przytulnym lofcie. Ale, nikt nie musiał o tym wiedzieć prawda?

   Niezbyt wiedział co z nią zrobić. Ukarać? A co to da? Ona sama rozumiała swe błędy, nie bez powodu była jedną z najlepszych uczennic w szkole. Westchnął przeciągle i skierował na nią swe przenikliwe spojrzenie. Nie dała po sobie żadnych oznak tego że jakkolwiek one na nią wpłynęło. Dzielna dziewczyna. Jednak jemu, nie było to na rękę.. Och.. czy nie mogła być choć odrobinę głupsza... Jednak zaraz zapragną cofnąć swe słowa. Powinna być mądrzejsza. Być może wtedy nie siedziała by tutaj tylko w swoim przytulnym dormitorium prefekt... Och.. Już wiedział co zrobi. I być może pozornie to wyróżnienie, w rzeczywistości jednak to wielkie brzemię. Mianuję ją Prefekt Naczelną Gryffindor'u.

   - Panno Granger? - Wyrwał się z zamyślenia i natrafił na spojrzenie czekoladowych oczu - Wie pani że muszę wyciągnąć stosowne konsekfncje, prawda? - skinęła głową w cichym geście poddania - Wiem, że mogą się one pani nie spodobać, ale niestety decyzja zapadła - Zmierzył ją wzrokiem jednak ani drgnęła słysząc jego słowa - Mianuję panią Prefekt Naczelna Gryffindoru- Dopiero teraz spojrzała na niego z niedowierzaniem.. Nie mógł mówić poważnie prawda? Nie mieściło jej się w głowie, jak mógł ją wywyższyć spośród całego domu po tym co zrobiła. Jednak w duchu dziękowała mu za to. Dormitoria Prefektów Naczelnych znajdowały się w oddzielnym skrzydle, mając wspólny salon, oraz barek i oddzielne łazienki, a także sypialnie. A i tak wiedziała to, tylko dla tego że niegdyś często spędzała czas z Percy'm który za którymś razem zaprosił ją do siebie zamiast ciągle przesiadywać w miejscach publicznych. Nie wierzyła w swoje szczęście! Właśnie znalazła miejsce swego odpoczynku, cichą oazę w której zawsze znajdzie ukojenie swych myśli. A to wszystko dzięki złamaniu zasad.. Doprawdy.. Demoralizacja się szerzy.

    Godzinę później stwierdziła jednak, że to było celowe. Istniał jakis powód dzięki któremu mogła korzystać z przywilejów Prefekt. Ach... jednak warto było żyć, choćby i dla takich drobiazgów z których składało się całe jej życie.  Przed wyjściem z gabinetu podpisała jeszcze magiczną umowę którą zerwać można było tylko w dwóch przypadkach... Dostała także szczegółowe informacje o tym jak trafić do swego nowego pokoju. Ona choć doskonale znała drogę przemilczała to udając że szczerze ją to interesuje, w niemym geście szacunku. Odebrała swe bagaże z gabinetu Flicha który jakimś cudem był dla niej miły, no.. przynajmniej jak na niego. To, że nie nawrzeszczał na nią tylko dla tego, że za głośno oddychała, czy chodziła po podłodze którą zapewne niedawo m ał,le tylko rzucił w nią paroma wyzwiskami i pozwolił jej odejść nie dając szlabanu pokazywało że był dal niej prawie sympatyczy. Dalej lewilowała walizki w górę i w dół po schodach, przemierzając kotytaże na tyle bezszelestnie na ile ją było stać . Oznnacza to niezliczonął ilość szurnięć jednak tym razem obyło siębez potknięć. Tu skręciła w lewo, tam w prawo. Aż w końcu stanęła przed obrazem przdstawiającym kosy wśród wiosennych kwiatów. Spiewnym tonem pdałą hasło według poleceń dyrektora.. Ptaki zaćwierkały wesoło i uchyliły jej przejścia  przez które z entuzjazmem przyszła.

   Zatrzymała się na moment w salonie,by na powrót zadomowić sięw tym miejscu. Prawie nic siętu nie zmieniło odkąd ostatni raz tu była. Szara kanapa, otoczona miękkimi dywanami stała w rogu pokoju. Zaraz obok niej stał ustronny barek z wysepką. Jednak najbardziej jej uwag ę przyciągały regały książek których nawet nie posiadałą szkolna biblioteka. Aż świerzbiły ją palcze by przejżeć ich stronice i zatracić się w ich magicznym świecie. Jedyne co się zmieniło to to że wszystko było trochę bardziej zniszczone jak na jej oko. Ale, trzeba było przyznaćto wszystko miało już swoje lata i zapwene pamiętało czasy gdy jeszcze samego Dumbledore'a nie było na świecie.

    Podeszła do drzwi z godłem jej domu i weszła do środka. Wielkie łóżko zajmowało większość pokoju a po obu jego stronach wisiały półki na rzeczy; od samego dołu, do samej góry. Ściany były zaś w kolorze dobrego czerwonego wina tak jak cała reszta pokoju, jeśli nie liczyć czarnych dodatków tu i ówdzie. Narzuta również w kolorze obsydianu tak samo jak i połowa poduszek, którymi była przy zdobiona, dobrze współgrała z całością. Miała ochotę zostać tu na zawsze. Odesłałą jednak swoje rzeczy do szaf czy poustawiała na półki według jej własnego "widzi mi się".

    Następnie włożyła bawełnianą piżamę i już po chwili spała swym głębokim snem.


   Wstał jak zwykle wcześnie rano by mieć czas na ułożenie włosów i poranną toaletę. Z beznamiętnym wyrazem twarzy podszedł do lustra by w pół godziny ułożyć artystyczny fryz. Wyglądał teraz niby tak jak gdyby dopiero co wstał jednak teraz nie miał lekkich sińców pod oczami które z czasem po prostu zniknęły. Przepłukał twarz zimną wodą i starł wilgoć ręcznikiem. Potem przeszedł do mycia swych białych zębów. Wszystko to zajęło mu pełną godzinę. Do śniadania zostało mu jeszcze 40 minut które postanowił spędzić wyglądając przez okno i naśmiewać się po cichu z niewyspanych uczniów trenójących Qwidicha. Jeżeli nie myliły go oczy dostrzegł złoty bysk na jednej z mioteł. Jeżeli mu się nie przewidziało była to błyskawica, a  była tylko jedna w całym zamku. Potter.

   Odszedł od okna nie schcąc zepsóć jeszcze bardziej sobie chumoru. Ze też miał czelność! Oczywiście był świadomy że Gryffon nie mógł przewidzieć że on go zobaczy ale po prostu ślizgonowi nie mieściło się w głowie czemu nikt go się jeszcze nie pozbył. To on zniszczył twoje życie - szeptał mu głos gdzieś z tylu głowy. I oczywiście miał rację. Gdyby nie bliznowaty jego ojciec nie siebał by w ukryciu. Gdyby nie on żaden ślizgon nie odważył by się na niego krzywo spojżeć! Oczywiście nadal był lubiany i można by nawet rzec że był ich liderem. Księciem Slytherinu. Jednak to nie było to co dawniej. Brakowało mu władzy. Szerzył się bunt. Bunt przeciwko jego osobie. A to nie świadczyło o niczym dobrym.

   Wyszedł wsiciekły prosto salonu który dzielił jeszcze z 3 innymi Prefektani Naczelnymi. Nie odlądając si zasiebie opóścił i to pomieszczenie kierując sie prosto ku wielkiej sali.



    Uchyliła powoli jedną powiekę by zaraz potem zrobić to samo z drugą. Zerwała się z łóżka i wyczrowała zegar tuż przed sobą. Jej... zdążyła. Nie zaspała. Włożyła czarne rurki i obcisły szry top na co nałożyła wierzchnie szaty. Teraz wszystkie ubrania z wyjątkiem tych czarodziejskich  płasko przylegały do jej ciała tyle że tym razem był to zamierzony efekt. Tak nieswojo nie czuła się w żadnym innym ubraniu. Jednak Lethae stwierdził że to dobrze wpłynie na jej charakter. Też mi coś. Prychęła pod nosem, wyzywając mętora od najgorszych.

   Po wykonaniu naglących czynności (czyt. mycia zębów, czesania włosów ) wpóścił dormitorium udając się na śniadanie.

   Posiłek trwał. Jej przyjaciele, jak i wszyscy wokół objadali się do syta. Śniadanie jak śniadanie. Jednak to,przerwałao potrójne stuknięcie łyżką o wielki złoty puchar. Na sali cichły jeszcz ostatnie rozmowy gdy Albus Dumbledore spoglądał swymi szarymi oczami na taczających go uczniów. Parę razy zatrzymał wzrok na Hermionie pozornie nic niezwykłego jednak uważny obserwator dostrzegłby że było to zbyt długie by być przypadkowe. Dopiero gdy jedynym odkłosem na sali był lekki szelest szat. Przemówił.

   - Moi kochani! - Jeszcze raz przeczesała wzrokiem stoły - Pragnę ogłosić że Gryffindor posiadł nowego Prfekta Naczelnego - Wokół zrobiło się lekki zamieszanie i nawet Harry czy Ron ni mogli sie powstrzymać przed wymienianiem pytań czy uwag. Jedynie ona pozostała niewzruszona.Gdy tym razem odezwał się dyrektor jego głos był wzmocniony magicznie. - Zapewniam was, że jest to właściwa osoba na właściwym stanowisku. Wybrałem ją z pośród was osobiście! Hermiona Granger - Tym razem panowała cisza, a oczy wszystkich były zwrócone ku niej. Czy na prawdę to było aż takie dziwne? była przecierz najlepszą z najlepszych. Jednak coś w twarzach niektrych z nich, nie dawało jej spokoju. Chociaż jeżeli do jej osobowości mola dodać trzy tygodnie nieobecności takie wyróżnienie było czymś niespotykanym. Zwłaszcza jeżeli niedawno miał miejsce tak poważny wybryk. Gdy starała się odczytać uczucia z ich obliczy,na jednych malowała się przyjaźń i zadowolenie, na innych wręcz odwrotnie; obrzydzenie ,zazdrość,  niechęć a niektórzy nawet otwarcie pokazywali swoją wrogość, poprzez nienawiść.

    Wywołana wstała od stołu jednak zamiast skierować się ku starszemu mężczyźnie, uciekła. Wiedząc że chłopcy będą za nią biec uciekła tam gdzie z pewnością będą jej szukać gdy wszystkie inne miejsca były sprawdzone. Uciekła do zakazanego lasu.

   Zrobiła to. Otwarcie sprzeciwiła się Dumbledorowi... Choć z pewnością nikt na to tak nie patrzył on chyba zaczą cośpodejżewać... A ona wcale tego nie chciała. Potrzebowała spokoju i to jak najszybciej. Nienawiść, złość... tego było dla niej za dużo. A zakazany lal był doskonałym miejscem odosobnienia.

   Pod wpływem emocji była niezupełnie świadoma niebezpieczeństw czających się w gęstwinach mroku.. Ale świadomość pewnie też by jj nie powstrzymała.

   Po paru minutach bezustannego biegu przedarła się przez najgęstsze zarośla. Teraz las składał się tylko z runa i drzew. Zdyszana usiadła pod pierwszym lepszym drzewem uporczywie trzymając siza brzuch. Kolka. Gdy jej puls stopniowo sie uspokajał, wstała i spóścił ręce w dół tak by dotykać ziemi na prostych kolanach co prawdę mowiąc tochę bolało. Jednak po chwili ból usał a ona wreszcie mogła odetchnąć.

   Nie na długo. Wraz z ulgą przyszedł niepokuj który rósł i z każdą chwilą zbiżał sie do poziomu " panika". Coś przeleciało jej przed oczami. Cichy szelest z tyłu sprawił by odwóciła głowę. Wykożystały okazję. Weszły w nią z całą swą siła.


Ból.

Strach.

Ciemność.


  Ocknęła się leżąc w tym samym miejscu. Przymknęła powieki czekając na ratunek. Oczekiwana pomoc miała nigdy nie nadejść, a tym czasem zbliżał się zmrok. Sytuacja nie była najciekawsza. Zupełnie nie. W końcu chyba to zrozumiała, próbując wstać. Robiła to jednak bardzo powoli dobrze spodziewając się bólu. Stłumiła cichy jęk. Czuła się dziwnie. Zupełnie inaczej niż zwykle. Wszystko ją bolało, lecz jednocześnie przepełniało ją dziwnie przyjemne uczucie, i tylko one pozwalało jej przetrwaćtą cichą agonie. Skądś wiedziała że powinna się skupić tylko na zadziwiającej rozkoszy. I rzeczywiście chwile boleści ustały. Teraz byłą lekka, wolna. Podświadomość podpowiadała jej że stało sięcoś czego nieoczkiwała. Na sam przód umysłu wypchnęła wspomnienie na chwilę przed straceniem przytomności. Te, cienie... nie rzuciło ich żadne żywe stworzenie. One same były żywe. I widocznie czegoś od niej chciały.. I pewnie juz to odebrały. Zycie był takie zadziwiające...

   Teraz pozostało jej juz tylko wrócić do zamku, gdyby tylko wiedziała którędy.