Nadszedł przeddzień jej powrotu. Wcześniej z całych sił próbowała oszukać rzeczywistość i nie myśleć o tym co będzie, gdy przekroczy próg zamku.
Zgodnie z planem miała od razu udać się do Wielkiej Sali i wmieszać w tłum uczniów, co raczej nie będzie łatwe. Zwłaszcza w porze kolacji, gdy wszyscy po trudach całego dnia udają się na posiłek - zwykle, mało kto na niego nie przychodzi.
Jakoś nie wyobrażała sobie by niezauważonym w paradować do zamku po niecałych trzech tygodniach nieobecności i jak gdyby nigdy nic zasiąść z przyjaciółmi do stołu. Niebyło nawet o tym mowy... A nawet jeżeli nikt jej nie spostrzeże, a przyjaciele postanowią nie wydać jej w łapy któregoś z nauczycieli, ona sama się tam już nie odnajdzie. Zanadto przyzwyczaiła się do częstych posiłków obfitych w błonnik i suchych wymian zdań z Lethae. Będzie tęskiniła nawet za wczesnymi godzinami pobudki które okazały się wcześniejsze niż te do których była przyzwyczajona a sądziła że to nie możliwe, za treningami, a nawet za sutą ilością docinek którą napotykała na każdym kroku - Innymi słowy za wszystkim.
Jutro z samego rana teleportuje sie u granic błoni i w cieli Plan w życie. Teraz nie było już odwrotu. I nie było nawet mowy by coś poszło nie tak.
Teraz wszystko zależało od niej...
Usłyszała ciche skrzypnięcie od strony drzwi. Chłodne powietrze wdarło się do jej pokoju i omiotło jej niemal że nagie ciało. Lekko uchyliła powieki i zaraz tego pożałowała bo zasłony były rozsłonięte. zwykle jej to nie przeszkadzało,bo wstawała jeszcze przed świtem gdy było ciemno. Niestety trener dziś kazał jej się wyspać - co było równoznaczne ze wstaniem o wschodzie słońca które teraz, tak bezczelnie podrażniło jej oczy. U jej stóp łóżko ugięło się pod ciężarem ciała mężczyzny. Spróbowała jeszcze raz uchylić świata swym ślepiom. Nic jej tym razem nie przeszkodziło, bo światło dzienne teraz już szczelnie zakrywał fioletowy materiał. Obdarzyła swego gościa promiennym uśmiechem, który z przyjemnością go odwzajemnił. Wymienili uprzejmości w których padło ponaglenie na świeżo co zrobione śniadanie, które czekało na wyspie, w kuchni. Skinęła głową na znak że rozumie i wywaliła Lethae za drzwi by móc w spokoju się ubrać i wykonać potrzebną jej toaletkę.
Włożyła wcześniej przygotowane ubrania i skierowała się do łazienki. Stanęła przed lustrem, opłukała twarz, umyła zęby, uczesała się, teraz pozostało już tylko jedno. Makijaż. A właściwie zklęcie makijażowe. Jedno, drugie, trzecie, no... teraz mogła już spokojnie uchodzić za starą Hermionę Granger... Zniknęły sice pod oczami, spowodowane niedoborem snu choć dzisiaj go nie brakło. Nie wiadomo gdzie się podziała jej wyrobiona żmudnie sylwetka - teraz jej ciało okrywały lekkie krągłości i gdyby nie to że miała pewności, że to tylko magia znów nabrałaby tego jednego jedynego kompleksu. Jednak największa zmiana zaszła gdzie indziej, w jej oczach. Starannie zadbała o to by ukryć ich dojrzałość którą nabyła gdy po raz pierwszy usłyszała przytłaczającą prawdę. Zastąpiły ją niesłychane pokłady fantazji i tego niezwykłego blasku, który miał już nigdy nie zagościć w prawdziwym odbiciu jej oczu. Blasku miłości.
Wyszła z pokoju podążając za intensywnym zapachem tostów, które jak się okazało były wyśmienite. Tym razem jak widać trochę zeszła z błonnikowej diety, ale to tylko dla tego że dzisiejszy dzień miał być wyjątkowo wyczerpujący. Nie tylko fizycznie, ale i, a może przede wszystkim, pod względem psychicznym.
Gdy skończyła poszła po swoje już wcześniej spakowane rzeczy po drodze zgarniając piżamę i szczotki. Zaklęcia jakie udało im się rzucić działały tylko na minimalne stężenie czarów, a oni postanowili nie przekraczać granicy tego "minimalnie" by nikt ich nie namierzył. I tu wcale nie chodziło o prawdo podobną akcję poszukiwawczą Hermiony. Nie, tu chodziło o Innych.
Opuściła Loft zastanawiając się czy kiedykolwiek tu wroci... będzie tęsknić, ale za miejscem bo Lethae spotka jeszcze nie raz.
Wyszła na ruchliwą ulicę i natychmiast skierowała się ku najbliższemu zaułkowi, gdzie będzie mogła się spokojnie teleportować. Gdy doszła w zamierzone przez siebie miejsce poczuła dziwne sensacie w okolicy pępka i już po chwili leżała na wilgotnej trawie tuż przed Hogwart'dzkimi błoniami.
Po paru głębszych oddechach przekroczyła granicę, tym samym zaczynając wcielać Plan w życie.
Cichy szelest starych jesiennych liści rozbrzmiewał tuż pod wielkim starym dębem.. Usiadła wyczerpana ,starając się nie narobić zbędnego hałasu. Strach przed wejściem do jej własnej szkoły, chyba zbytnio ją przytłoczył... Mogła się założyć, że przyjęcie do wiadomości tego, że zaginęła - gdyż tylko tyle przecież wiedzieli - nie wpłynęło najlepiej na jej przyjaciół. Bała się zatem myśleć jak odbiorą jej wyjaśnienia, całego tego zamieszania wokół jej osoby. W dodatku czekała ją jeszcze zapewne, poważna rozmowa z Dumbledore'm... A po tym o czym się o nim dowiedziała, wolała już nigdy nie przebywać w samym jego towarzystwie, a co dopiero znosić to przenikliwe spojrzenie, które błagało by wyjawiła swe najgłębiej skrywane tajemnice. Oczywiście prawie zawsze próbowała się oprzeć temu odczuciu, jednak dotychczas z miernym skutkiem... Niestety życie, nigdy nie traktowało jej ze zbytnim pobłażaniem. Musiała się zmierzyć z tym co jej pisał los, bo inaczej źle się to wszystko skończy - i dla niej i dla wszystkich wokół.
Uchyliła drzwi wejściowe Hogwart'u, jednocześnie pilnując by nie wydać żadnego nieproszonego dźwięku. Odgłosy towarzyszące jedzeniu piciu i rozmowom dotyczących codziennych zmagań, wyraźnie słyszała nawet tu a im bardziej się zbliżała do wielkiej sali tym bardziej gwar się nasilał... Spokojnie, tylko spokojnie. Co takiego może się stać? Harry i Ron nie raz się spóźniali na posiłki i nikt nawet nie zwracał na nich uwagi. No tak, pomyślała, oczywiście że nie.. oni nie zniknęli na 3 tygodnie z powierzchni ziemi!
Jej uwagę przykuła grupka uczniów śpieszących się na kolacje.. Wyszła zza kolumny i wmieszała się w ten mały tłumek starając się nie wyróżniać. Osoba na przodzie, uchyliła lekko wielkie drzwi sali i grupa skierowała się ku stołowi Ravenclaw'u który na szczęście sąsiadował z tym Gryffindor'u. Tuż obok jej stałego/ dawnego miejsca odłączyła od reszty i spokojnie usiadła w gronie przyjaciół. Tak jak się spodziewała zaraz rozległy się okrzyki zdziwienia, a nawet czasami i przerażenia jej nagłym przybyciem. Nauczyciele byli oburzeni a reszta... cóż można ująć to tak, że jedyne przyjazne spojrzenie padało od Harry'ego choć i ono nie do końca było takie jakby chciała. Ale chyba nie powinna więcj wymagać.
W gabinecie dyrektora znajdowała się tylko ona i on sam. Uśmiech już nie gościł na jego twarz. Jedyną oznaką stresu, być może gniewu, jaką u niego zauważyła było to że kończył właśnie drugą paczuszkę miętowych tym razem, dropsów. Oczywiście nie był by sobą, gdyby jej nimi nie poczęstował, ale ona niestety mu odmówiła. Zaraz potem opowiedziała mu wersję wydarzeń ustaloną wcześniej z Lethae, jednak o tym nie mógł widzieć. To co mu wyjawiła w streszczeniu wyglądało mniej więcej tak; Wyszła na błonia, opuściła tren szkoły i udałą się ukryć swych rodziców, gdzieś w bezpieczne miejsce, nie informując wcześniej nikogo w obawie, że jej tego zabronią. W rzeczywistości ukrył ich jej mentor podczas gdy ona trenowała w jego przytulnym lofcie. Ale, nikt nie musiał o tym wiedzieć prawda?
Niezbyt wiedział co z nią zrobić. Ukarać? A co to da? Ona sama rozumiała swe błędy, nie bez powodu była jedną z najlepszych uczennic w szkole. Westchnął przeciągle i skierował na nią swe przenikliwe spojrzenie. Nie dała po sobie żadnych oznak tego że jakkolwiek one na nią wpłynęło. Dzielna dziewczyna. Jednak jemu, nie było to na rękę.. Och.. czy nie mogła być choć odrobinę głupsza... Jednak zaraz zapragną cofnąć swe słowa. Powinna być mądrzejsza. Być może wtedy nie siedziała by tutaj tylko w swoim przytulnym dormitorium prefekt... Och.. Już wiedział co zrobi. I być może pozornie to wyróżnienie, w rzeczywistości jednak to wielkie brzemię. Mianuję ją Prefekt Naczelną Gryffindor'u.
- Panno Granger? - Wyrwał się z zamyślenia i natrafił na spojrzenie czekoladowych oczu - Wie pani że muszę wyciągnąć stosowne konsekfncje, prawda? - skinęła głową w cichym geście poddania - Wiem, że mogą się one pani nie spodobać, ale niestety decyzja zapadła - Zmierzył ją wzrokiem jednak ani drgnęła słysząc jego słowa - Mianuję panią Prefekt Naczelna Gryffindoru- Dopiero teraz spojrzała na niego z niedowierzaniem.. Nie mógł mówić poważnie prawda? Nie mieściło jej się w głowie, jak mógł ją wywyższyć spośród całego domu po tym co zrobiła. Jednak w duchu dziękowała mu za to. Dormitoria Prefektów Naczelnych znajdowały się w oddzielnym skrzydle, mając wspólny salon, oraz barek i oddzielne łazienki, a także sypialnie. A i tak wiedziała to, tylko dla tego że niegdyś często spędzała czas z Percy'm który za którymś razem zaprosił ją do siebie zamiast ciągle przesiadywać w miejscach publicznych. Nie wierzyła w swoje szczęście! Właśnie znalazła miejsce swego odpoczynku, cichą oazę w której zawsze znajdzie ukojenie swych myśli. A to wszystko dzięki złamaniu zasad.. Doprawdy.. Demoralizacja się szerzy.
Godzinę później stwierdziła jednak, że to było celowe. Istniał jakis powód dzięki któremu mogła korzystać z przywilejów Prefekt. Ach... jednak warto było żyć, choćby i dla takich drobiazgów z których składało się całe jej życie. Przed wyjściem z gabinetu podpisała jeszcze magiczną umowę którą zerwać można było tylko w dwóch przypadkach... Dostała także szczegółowe informacje o tym jak trafić do swego nowego pokoju. Ona choć doskonale znała drogę przemilczała to udając że szczerze ją to interesuje, w niemym geście szacunku. Odebrała swe bagaże z gabinetu Flicha który jakimś cudem był dla niej miły, no.. przynajmniej jak na niego. To, że nie nawrzeszczał na nią tylko dla tego, że za głośno oddychała, czy chodziła po podłodze którą zapewne niedawo m ał,le tylko rzucił w nią paroma wyzwiskami i pozwolił jej odejść nie dając szlabanu pokazywało że był dal niej prawie sympatyczy. Dalej lewilowała walizki w górę i w dół po schodach, przemierzając kotytaże na tyle bezszelestnie na ile ją było stać . Oznnacza to niezliczonął ilość szurnięć jednak tym razem obyło siębez potknięć. Tu skręciła w lewo, tam w prawo. Aż w końcu stanęła przed obrazem przdstawiającym kosy wśród wiosennych kwiatów. Spiewnym tonem pdałą hasło według poleceń dyrektora.. Ptaki zaćwierkały wesoło i uchyliły jej przejścia przez które z entuzjazmem przyszła.
Zatrzymała się na moment w salonie,by na powrót zadomowić sięw tym miejscu. Prawie nic siętu nie zmieniło odkąd ostatni raz tu była. Szara kanapa, otoczona miękkimi dywanami stała w rogu pokoju. Zaraz obok niej stał ustronny barek z wysepką. Jednak najbardziej jej uwag ę przyciągały regały książek których nawet nie posiadałą szkolna biblioteka. Aż świerzbiły ją palcze by przejżeć ich stronice i zatracić się w ich magicznym świecie. Jedyne co się zmieniło to to że wszystko było trochę bardziej zniszczone jak na jej oko. Ale, trzeba było przyznaćto wszystko miało już swoje lata i zapwene pamiętało czasy gdy jeszcze samego Dumbledore'a nie było na świecie.
Podeszła do drzwi z godłem jej domu i weszła do środka. Wielkie łóżko zajmowało większość pokoju a po obu jego stronach wisiały półki na rzeczy; od samego dołu, do samej góry. Ściany były zaś w kolorze dobrego czerwonego wina tak jak cała reszta pokoju, jeśli nie liczyć czarnych dodatków tu i ówdzie. Narzuta również w kolorze obsydianu tak samo jak i połowa poduszek, którymi była przy zdobiona, dobrze współgrała z całością. Miała ochotę zostać tu na zawsze. Odesłałą jednak swoje rzeczy do szaf czy poustawiała na półki według jej własnego "widzi mi się".
Następnie włożyła bawełnianą piżamę i już po chwili spała swym głębokim snem.
Wstał jak zwykle wcześnie rano by mieć czas na ułożenie włosów i poranną toaletę. Z beznamiętnym wyrazem twarzy podszedł do lustra by w pół godziny ułożyć artystyczny fryz. Wyglądał teraz niby tak jak gdyby dopiero co wstał jednak teraz nie miał lekkich sińców pod oczami które z czasem po prostu zniknęły. Przepłukał twarz zimną wodą i starł wilgoć ręcznikiem. Potem przeszedł do mycia swych białych zębów. Wszystko to zajęło mu pełną godzinę. Do śniadania zostało mu jeszcze 40 minut które postanowił spędzić wyglądając przez okno i naśmiewać się po cichu z niewyspanych uczniów trenójących Qwidicha. Jeżeli nie myliły go oczy dostrzegł złoty bysk na jednej z mioteł. Jeżeli mu się nie przewidziało była to błyskawica, a była tylko jedna w całym zamku. Potter.
Odszedł od okna nie schcąc zepsóć jeszcze bardziej sobie chumoru. Ze też miał czelność! Oczywiście był świadomy że Gryffon nie mógł przewidzieć że on go zobaczy ale po prostu ślizgonowi nie mieściło się w głowie czemu nikt go się jeszcze nie pozbył. To on zniszczył twoje życie - szeptał mu głos gdzieś z tylu głowy. I oczywiście miał rację. Gdyby nie bliznowaty jego ojciec nie siebał by w ukryciu. Gdyby nie on żaden ślizgon nie odważył by się na niego krzywo spojżeć! Oczywiście nadal był lubiany i można by nawet rzec że był ich liderem. Księciem Slytherinu. Jednak to nie było to co dawniej. Brakowało mu władzy. Szerzył się bunt. Bunt przeciwko jego osobie. A to nie świadczyło o niczym dobrym.
Wyszedł wsiciekły prosto salonu który dzielił jeszcze z 3 innymi Prefektani Naczelnymi. Nie odlądając si zasiebie opóścił i to pomieszczenie kierując sie prosto ku wielkiej sali.
Uchyliła powoli jedną powiekę by zaraz potem zrobić to samo z drugą. Zerwała się z łóżka i wyczrowała zegar tuż przed sobą. Jej... zdążyła. Nie zaspała. Włożyła czarne rurki i obcisły szry top na co nałożyła wierzchnie szaty. Teraz wszystkie ubrania z wyjątkiem tych czarodziejskich płasko przylegały do jej ciała tyle że tym razem był to zamierzony efekt. Tak nieswojo nie czuła się w żadnym innym ubraniu. Jednak Lethae stwierdził że to dobrze wpłynie na jej charakter. Też mi coś. Prychęła pod nosem, wyzywając mętora od najgorszych.
Po wykonaniu naglących czynności (czyt. mycia zębów, czesania włosów ) wpóścił dormitorium udając się na śniadanie.
Posiłek trwał. Jej przyjaciele, jak i wszyscy wokół objadali się do syta. Śniadanie jak śniadanie. Jednak to,przerwałao potrójne stuknięcie łyżką o wielki złoty puchar. Na sali cichły jeszcz ostatnie rozmowy gdy Albus Dumbledore spoglądał swymi szarymi oczami na taczających go uczniów. Parę razy zatrzymał wzrok na Hermionie pozornie nic niezwykłego jednak uważny obserwator dostrzegłby że było to zbyt długie by być przypadkowe. Dopiero gdy jedynym odkłosem na sali był lekki szelest szat. Przemówił.
- Moi kochani! - Jeszcze raz przeczesała wzrokiem stoły - Pragnę ogłosić że Gryffindor posiadł nowego Prfekta Naczelnego - Wokół zrobiło się lekki zamieszanie i nawet Harry czy Ron ni mogli sie powstrzymać przed wymienianiem pytań czy uwag. Jedynie ona pozostała niewzruszona.Gdy tym razem odezwał się dyrektor jego głos był wzmocniony magicznie. - Zapewniam was, że jest to właściwa osoba na właściwym stanowisku. Wybrałem ją z pośród was osobiście! Hermiona Granger - Tym razem panowała cisza, a oczy wszystkich były zwrócone ku niej. Czy na prawdę to było aż takie dziwne? była przecierz najlepszą z najlepszych. Jednak coś w twarzach niektrych z nich, nie dawało jej spokoju. Chociaż jeżeli do jej osobowości mola dodać trzy tygodnie nieobecności takie wyróżnienie było czymś niespotykanym. Zwłaszcza jeżeli niedawno miał miejsce tak poważny wybryk. Gdy starała się odczytać uczucia z ich obliczy,na jednych malowała się przyjaźń i zadowolenie, na innych wręcz odwrotnie; obrzydzenie ,zazdrość, niechęć a niektórzy nawet otwarcie pokazywali swoją wrogość, poprzez nienawiść.
Wywołana wstała od stołu jednak zamiast skierować się ku starszemu mężczyźnie, uciekła. Wiedząc że chłopcy będą za nią biec uciekła tam gdzie z pewnością będą jej szukać gdy wszystkie inne miejsca były sprawdzone. Uciekła do zakazanego lasu.
Zrobiła to. Otwarcie sprzeciwiła się Dumbledorowi... Choć z pewnością nikt na to tak nie patrzył on chyba zaczą cośpodejżewać... A ona wcale tego nie chciała. Potrzebowała spokoju i to jak najszybciej. Nienawiść, złość... tego było dla niej za dużo. A zakazany lal był doskonałym miejscem odosobnienia.
Pod wpływem emocji była niezupełnie świadoma niebezpieczeństw czających się w gęstwinach mroku.. Ale świadomość pewnie też by jj nie powstrzymała.
Po paru minutach bezustannego biegu przedarła się przez najgęstsze zarośla. Teraz las składał się tylko z runa i drzew. Zdyszana usiadła pod pierwszym lepszym drzewem uporczywie trzymając siza brzuch. Kolka. Gdy jej puls stopniowo sie uspokajał, wstała i spóścił ręce w dół tak by dotykać ziemi na prostych kolanach co prawdę mowiąc tochę bolało. Jednak po chwili ból usał a ona wreszcie mogła odetchnąć.
Nie na długo. Wraz z ulgą przyszedł niepokuj który rósł i z każdą chwilą zbiżał sie do poziomu " panika". Coś przeleciało jej przed oczami. Cichy szelest z tyłu sprawił by odwóciła głowę. Wykożystały okazję. Weszły w nią z całą swą siła.
Ból.
Strach.
Ciemność.
Ocknęła się leżąc w tym samym miejscu. Przymknęła powieki czekając na ratunek. Oczekiwana pomoc miała nigdy nie nadejść, a tym czasem zbliżał się zmrok. Sytuacja nie była najciekawsza. Zupełnie nie. W końcu chyba to zrozumiała, próbując wstać. Robiła to jednak bardzo powoli dobrze spodziewając się bólu. Stłumiła cichy jęk. Czuła się dziwnie. Zupełnie inaczej niż zwykle. Wszystko ją bolało, lecz jednocześnie przepełniało ją dziwnie przyjemne uczucie, i tylko one pozwalało jej przetrwaćtą cichą agonie. Skądś wiedziała że powinna się skupić tylko na zadziwiającej rozkoszy. I rzeczywiście chwile boleści ustały. Teraz byłą lekka, wolna. Podświadomość podpowiadała jej że stało sięcoś czego nieoczkiwała. Na sam przód umysłu wypchnęła wspomnienie na chwilę przed straceniem przytomności. Te, cienie... nie rzuciło ich żadne żywe stworzenie. One same były żywe. I widocznie czegoś od niej chciały.. I pewnie juz to odebrały. Zycie był takie zadziwiające...
Teraz pozostało jej juz tylko wrócić do zamku, gdyby tylko wiedziała którędy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz