piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 2

„A oni patrzą na mnie i widzą uśmiech; myślą: zero trosk i problemów.
Nie wiedzą, że to maska. Że nauczyłam się grać. Że jest to dla mnie codzienność…”

ᴥѺᴥ

   Swego rodzaju nostalgia ogarnęła błonia. Liście spadały powoli ze złotych kron drzew a zwierzęta cicho mknęły niezauważone od jednej kryjówki do drugiej,a uczniowie znaleźli sobie cieplejsze miejsca do przesiadywania.
   A jednak. Ona  siedziała pod starym dębem który tak często był obiektem przy którym poddawała się poważniejszym przemyśleniom patrząc niewidzącym wzrokiem na cicho falujące jezioro.
   Wiedziała. Wiedziała że to już dziś, ale zastanawiała się czy była gotów... Wiedziała że to poważna decyzja i że potem już nie będzie odwrotu. Wiedziała, ale... No właśnie ale... Chciała by móc się zdecydować, niestety bała się. Tak bała się - skutków.
   Wszystko jest czegoś częścią i wszystko z czegoś wynika, lecz co wyniknie z tego? Czy wszystko co było się skończy? Czy czas smutków i cierpienia odejdzie w niepamięć? Dni rutyny ciągnąć się w nieskończoność? Dni ciągłej gry i masek? A może nadejdą mroczniejsze dla niej czasy i jej własne małe światełko duszy przesłonią czarne chmury? - Westchnęła.
   Nie chciała by tego. Jej brzemię było już wystarczająco duże - nie trzeba było mu dokładać.  Czemu..? Czemu życie nie może być proste?

ᴥѺᴥ

   Czy była samotna? Mimo wszystko nie. Były przy niej. Nawiedzały ją. Jej starzy przyjaciele. Bać się, bała ich w przeszłości, lecz teraz dawały jej świadomość że nie jest sama. Tak. Pomagały jej - na swój sposób.
   Czasami zastanawiała się czy o tym wiedzą i czy to był jeden z ich celów na niekończącej się liście. Pewnie nie, ale nie chciała ich o tym informować bo straciłaby jeden z punktów podparcia w tym cieniu życia jakie prowadziła.
   Szlama. Takie małe jedno słowo. Krzywdzi? Być może ale - już - nie ją.  Wszystkie te wyzwiska przyjmowała do siebie i  oddawała - ze zdwojoną mocą tyle, że na spokojnie, chłodnym tonem.
   Ból. Och... może jakoś specjalnie go nie lubiła, lecz nie przeszkadzał jej - kwestia przyzwyczajenia.
   Strach. Prawie zapomniała już jakie to uczucie. Naturalnie bała się ale nie w tym znaczeniu. Bała się wyniku wojny w której tak zawzięcie brała udział. I bała się swoich decyzji. Ale nie bała się śmierci.

ᴥѺᴥ

   Gdzie była? Tak dokładnie nie wiedziała... Najważniejsze że była gdzieś w zamku. Wracała ze spotkania które przebiegło po jej myśli. Zgodziła się i poniesie tego konsekwencje wcześniej czy później ale na razie wolała o tym nie myśleć.
   Poczuła na sobie czyjś wzrok. Nie, to nie były one. To było ludzkie spojrzenie - po prostu to wiedziała. Po za tym posiadała rzadką zdolność wyczuwania aury przeciwnika która obecnie się sprawdzała.
   Znała tą aurę, te moc. Dzielenie z nim obowiązków Prefekta Naczelnego nareszcie się przydało.
   Śledził ją. Nie miała pojęcia czemu ale zamierzała się dowiedzieć. Jak na razie wyprowadzi go w pole ( dosłownie )- niech sobie chłopak radzi.
   Powoli zawróciła. Szła, nie - sunęła korytarzami nie wydając najcichszego nawet dźwięku.
   W lesie panował mrok, lecz jej to nie przeszkadzało. Niewielka polanka ku której zmierzała była idealnym miejscem na mały pokaz jej umiejętności i była już niedaleko.
   Stanęła nieruchomo, i zdawało się że nic nie może jej ruszyć, ni burza ni najczarniejsza klątwa.
   Wyszedł z cienia i jego uśmiech świadczył że ma ją za łatwego przeciwnika i jak na razie nie zamierzała go wyprowadzać z błędu. Po prostu stała nieruchomo nie dając mu żadnej wskazówki ani oznaki tego że jest świadoma jego obecności.
A naprawdę nie trudno było go zauważyć - dyszał ja po co najmniej pięcio-kilometrowym biegu.
   Czekała na jedną rzecz, by przemówił. I po krótkim czasie faktycznie tak się stało. Jego jedwabisty głos rozbrzmiewał echem po łące;
 
   - Co tu robisz? Nie spodziewałbym się Cię tutaj spotkać - ostatecznie ironia jaką nadał tej wypowiedzi spowodowała jej lekkie uniesienie końcików ust.
    - Cco..? - Źrenice lekko rozszerzyła a usta delikatnie otworzyła w niemym krzyku - oczywiście to była tylko kolejna maska, ale... nikt nie musiał o tym wiedzieć. Pozwoliła by na jej ręce włoski stanęły dęba i przez co nadały jej ciału lekkich drgawek niby spowodowanych panicznym strachem...
   To jak widać zdezorjętowało wroga... Była ciekawa na jak długo bo w końcu to arystokrata. Jednak minuty mijały powoli a on,trochę - jak dyby w obawie że go odtrąci - przybliżył się do niej i wyciągną ręce tak by mogła się w niego wtulić.
   Nie wiedziała co bardziej ją zaskoczyło jej umiejętności aktorskie czy jego zachowanie... Chyba jednak to drugie.
   Pozwoliła by ją obją. Zaciągnęła się jego zapachem - miętą i czymś jeszcze czego nie potrafiła bliżej określić. Odhaczyła go na liście przeszkód - była pewna że nie będzie już sprawiał większych kłopotów, przynajmniej nie, świadomie
   Jednak nie doceniła go. Prawie nie wyczuwalnym gestem wyciągną różdżkę i przyłożył jej do głowy.

   Tego nie przewidziała.

   Nie czoła się zagrożona - zresztą tak samo jak i on. Bo co ona - szlama - mogła zrobić mu arystokracie? Nic.. no właśnie - w jego mniemaniu oczywiście.
   W ogóle to nie widział sensu tej całej misji, ale Czarny Pan to Czarny Pan - nie zamierzał podważać jego decyzji. Mimo wszystko myśli samobójczych jeszcze nie miał i takowych w najbliższej przyszłości nie chciał mieć
   Ale życie płata figle i nigdy nie mgł być pewien jak ono go pokieruje. Niczego nie mógł być pewien. Niczego.
   I oto proszę, dowód.
   Nie wiedział jakim cudem, w jaki sposób ani kiedy- jego różdżka znalazła się w jej dłoni.
   No pięknie lata ćwiczeń poszły się pasić a i on zaczynał powoli rozumieć.
   To nie była Granger którą znał. W ogóle nie przypominała Granger. Raczej królową ciemności.
   Jej zwykle kasztanowo-rude włosy teraz nabrały niepokojący czarny odcień- tak samo jak i oczy - unosiły się na delikatnym wietrze. Strój, ewidentnie coś z nim zrobił bo teraz widocznie opinał jej ciało w strategiczych miejscach także teraz mógł spokojnie podziwiać jej muskularną sylwetkę.
   Uświadomił sobie że zdjęła zaklęcie makijażowe.
   Była przerażająca a za razem piękna gdy przesunęła dłonią ułożoną w łódkę od lewego ramienia poprzez brzuch aż do prawego biodra.
   Skąź kojarzył ten gest i wiedział że nie oznacza nic dobrego.
   Przezornie stworzył tarczę - wyjątkowo mocną bo teraz już wiedział że nic nie wie - przynajmniej o niej.
   Jednak ona nie zamierzała go atakować - chciała mu coś pokazać.
   Uniosła drugą rękę, tak, że teraz obie były na wysokości jej pępka w odległości ok. trzydziestu centymetrów.
   Zaczęła coś szeptać w języku dla niego niezrozumiałym. Długa seria gardłowych dźwięków zdawała się być nie do powtórzenia.
   Pomiędzy. Pomiędzy jej dłońmi coś się kształtowało. To coś rosło bezustannie więc wkrótce musiała poszerzyć przestrzeń dzielącą jej ręce.
   Przypominało to mu kulę ognia. Wielką kulę ognia. Uświadomił sobie że żołądek podjechał mu pod samo gardło i ma nieuzasadnione pragnienie by dotknąć tego dziwnego tworu Gryfonki.
   Uśmiechnęła się.
   Nie był świadom co to jest, i dobrze. Już ona mu to wyjaśni.
   Z wyrazu jej twarzy powinien wywnioskować że coś jest nie w porządku lecz nawet tego nie zauważył zbyt zafascynowany kulą by przejmować się jej zakichaną mimiką.


Jak na razie to musi wam wystarczyć ^^

6 komentarzy:

  1. Wybacz mi, że nie skomentowałam tego wcześniej. Niestety, brak czasu.
    Co do rozdziału. Króciutki, ale pięknie opisałaś wszystkie odczucia Hermiony. Czekam na ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam Janet ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko wygląda całkiem całkiem, czekam na więcej i wtedy ocenię, czy mi się podoba, czy nie. Weny ;*********

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde. To jest genialne, wszystko takie tajemnicze. Bardzo dobrze piszesz, opisy są dokładne i pisane z... uczuciem? Uwielbiam gdy Heemiona macza palce w czarnej magii

    OdpowiedzUsuń